Kwadrans z Europą

Unijne pytania o rok 2021
Tomasz Bielecki

UE kończy pandemiczny rok 2020 z wypracowaną w ostatnim momencie umową pobrexitową, a także uzgodnionym budżetem oraz Funduszem Odbudowy. I odliczając dni do końca rządów Donalda Trumpa. Ale kolejny rok to będzie niełatwe pokłosie tych trzech pomyślnych wydarzeń.

Prezydentura Joe Bidena to oczywista i ogromna ulga dla Europy, ale wcale nie oznacza końca wszelkich transatlantyckich napięć – na początek przede wszystkim wokół Chin. O ile Unii Europejskiej było łatwo, przynajmniej pod względem retorycznym, dystansować się od posunięć Donalda Trumpa wobec Pekinu, to z — głoszącym potrzebę wielostronnych konsultacji oraz sojuszów — prezydentem Bidenem będzie to trudniejsze. Za przyzwoleniem kluczowych unijnych graczy instytucje UE zaczęły w ostatnich kilku miesiącach już otwarcie stawiać na „trzecią drogę” w sprawie Chin, co oznacza samodzielne kształtowanie relacji gospodarczo-politycznych bez ciągłego oglądania się na Stany Zjednoczone.

„Unia nie może stać się ofiarą ewentualnej zimnej wojny między USA i Chinami” – ogłosił Charles Michel, szef Rady Europejskiej już na początku swej kadencji w grudniu 2019 r. Jednak ludzie nowej administracji USA już reagują m.in. na prowadzone do samego końca 2020 r. unijno-chińskie negocjacje umowy o inwestycjach. Jake Sullivan, doradca Bidena ds. bezpieczeństwa narodowego, zdążył już w grudniu zasugerować za pomocą Twittera, że Unia Europejska powinna najpierw konsultować się z Ameryką co do relacji z Chinami w imię partnerstwa transatlantyckiego.

Ogromny chiński rynek jest tak atrakcyjny dla biznesu wielu krajów Europy, z Niemcami na czele, że do całkiem niedawna Chinom w Unii bardzo wiele przewin gospodarczych uchodziło na sucho. A i nadal polityczna reakcja Brukseli na wydarzenia w Hongkongu czy też los Ujgurów jest mocno powściągliwa. Trump bardzo mocno naciskał na Europejczyków m.in. w sprawie odwrotu od chińskich technologii 5G, ale Waszyngton również za prezydentury Bidena prawdopodobnie będzie chciał wciągać Unię do swej polityki strategicznego powstrzymywania Chin. To już w najbliższych miesiącach oznaczałoby dla UE zagrożenie dla pogłębiania relacji gospodarczych Unii z Chinami – i to w warunkach uczciwszych dla europejskich inwestorów, na jakie w nowej umowie inwestycyjnej z UE może przystać Pekin. Czy Europa już w 2021 r. będzie gotowa ponieść taką cenę w zamian za pielęgnowanie więzi transatlantyckich? I czy Ameryka w dłuższej perspektywie zechce po staremu stawiać na polityczno-wojskowy alians z Europą, jeśli ta będzie grała własną grę z Pekinem?

Pandemia pchnęła Unię Europejską do stworzenia wartego 750 mld euro Funduszu Odbudowy, który jest bodaj największym krokiem w zacieśnianiu eurointegracji po stworzeniu wspólnej waluty oraz działaniach ratunkowo-naprawczych w czasie kryzysu zadłużeniowego. Wielkie pieniądze na pomoc gospodarczą (a nie na spójnościowe wyrównywanie poziomu rozwoju za pomocą budżetu UE), i to pochodzące ze wspólnego zadłużenia się UE na rynkach finansowych, były nie do pomyślenia jeszcze rok temu. Jednak teraz Europa stoi przed bardzo trudnym zadaniem wydatkowania Funduszu Odbudowy w ramach ambitnych programów z dużym naciskiem na reformy strukturalne, kryzys klimatyczny i cyfryzację.

Zatwierdzanie pierwszych programów krajowych z Funduszu Odbudowy powinno zacząć się od wiosny 2021 r. — będą negocjowanie przez poszczególne kraje z Komisją Europejską, a potem zatwierdzane przez Radę UE, co dla Unii może oznaczać spore tarapaty polityczne. Holandia już na lipcowym szczycie UE wytargowała prawo skierowania sprawy programów w swym kształcie bądź wdrażaniu odległych od priorytetów Unii pod obrady Rady Europejskiej – to nie oznacza wymogu jednomyślności przy wypłacaniu pieniędzy np. dla Włoch, ale pokazuje, jak toksyczny polityczne może okazać się Fundusz Odbudowy. Dla Włoch oznacza wsparcie większe od Planu Marshalla i bywa tam nazywany „ostatnią szansą” dla italskiego Południa, by zacząć gonić bogatszą część Europy. Ale czy Rzym — politycznie i administracyjne – da radę z egzekwowaniem reform? A jeśli nie zdoła tego zrobić, to jak zareaguje unijna Północ, w tym nadzwyczaj „eurorealistyczna” Holandia? Czy Fundusz Odbudowy, który będzie też pompował pieniądze bez względu na stan praworządności (reguła „pieniądze za praworządność” jest bardzo ułomna), paradoksalnie nie okaże się miną zagrażającą politycznej spójności Unii?

Unia już od brytyjskiego referendum z 2016 szykowała się do brexitowej utraty wyjątkowego kraju członkowskiego – trzeciej co do wielkości gospodarki Unii, stałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ, kraju ze szczególnymi relacjami z USA i dużą armią, który swą silnie wolnorynkową postawą uzupełniał niemiecko-francuski tandem na czele UE. Brexit dokonał się z końcem stycznia 2020 r., ale koniec okresu przejściowego wraz z opartą na logice „twardego brexitu” (zerwanie z unijnym wspólnym rynkiem i unią celną) umową handlową UE-Londyn stawia teraz na nowo pytania, co dalej z Unią bez Brytyjczyków. Bez brexitu raczej nie byłby możliwy Fundusz Odbudowy w obecnym kształcie (Londyn zapewne zechciałby się wywinąć), ale jednocześnie z Brytyjczykami w UE aż takiego rozmachu nie nabrałyby m.in. dyskusje o „autonomii strategicznej” Unii, którą Wlk. Brytania zwalczałby w imię obrony partnerstwa transatlantyckiego.

Bez Londynu w UE teraz główne tematy w unijnych debatach geostrategicznych nadaje Paryż. I najbliższe miesiące pokażą, na ile Niemcy będą gotowe iść za tym francuskim impulsem, a na ile wygrana Bidena jednak zamrozi niemiecko-unijne debaty o dążeniu do większej samodzielności obronnej Europy. Na razie Berlin spowalnia dyskusje o większym wkładzie Niemiec i Unii w obronność oraz w bezpieczeństwo najbliższego, zwłaszcza południowego sąsiedztwa Unii. A realizacja NATO-wskiego celu przeznaczenia 2 proc. PKB na obronność pozostaje w Niemczech odsunięta na dopiero 2031 r. Ale jeśli Niemcy zgodziły się na Fundusz Odbudowy oparty na wspólnym długu, to czy można zupełnie wykluczyć niespodzianki w dziedzinie myślenie o europejskiej obronności w ostatnim roku kanclerzowania Angeli Merkel?

Tomasz Bielecki
korespondent UE&NATO w Brukseli, ekspert In.Europa

 

Udostępnij